4,2K
KREM: Z mleka odlewamy pół szklanki i mieszamy w nim obie mąki. Pozostałe mleko zagotowujemy z cukrami i wlewamy zawartość szklanki cały czas mieszając, aby powstał gładki budyń. Studzimy.
Grzybki to ciasteczko-babeczki, które są nie tylko smaczne, ale także niesamowicie efektowne! Z powodzeniem mogą stanowić jadalny prezent 🙂
Ja je upiekłam dla mojej Córeczki – z jej dużą pomocą, by miała przy okazji fajną zabawę, bo nie ma nic gorszego dla dziecka niż nuuudaaaaa…!
Składniki:
Ciasto:
4 szkl. mąki pszennej
1 margaryna
200g śmietany 18%
Krem budyniowy:
1/2 litra mleka
1/2 szkl. cukru
2 pełne łyżki mąki ziemniaczanej
2 pełne łyżki mąki pszennej
1 cukier wanilinowy Delecta
1 margaryna
Dodatkowo:
1 białko
mak niebieski
kolorowe posypki (użyłam posypek z linii Decorada od Delecty: posypka smak owocowy, maczek smak truskawkowy, maczek smak mango, płatki czekoladowe)
polewa smak mlecznej czekolady Delecta
Sposób przygotowania:
CIASTO: Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy kawałki margaryny i śmietanę, całość siekamy nożem, a następnie zagniatamy gładkie i elastyczne ciasto (gdyby nie chciało się połączyć dodajemy jeszcze odrobinę śmietany, tak około łyżkę, a jeśli zbyt lepkie dodajemy odrobinę mąki). Schładzamy w lodówce około godzinę.
Schłodzone ciasto wałkujemy na cienki placek (2-3mm) i wycinamy elementy grzybków. Kapelusze i spody wycinamy foremką, na której będziemy je piec lub szklanką, a następnie w każdym spodzie małym korkiem robimy dziurkę na środku (kapeluszy i spodów musi być parzysta liczba). Każdy krążek na kapelusz nakładamy na zewnętrzną stronę foremek i dokładnie oblepiamy. Foremki układamy w brytfannie i pieczemy do zrumienienia w 180 stopniach (około 20 minut). Spody układamy na papierze do pieczenia i także pieczemy do zrumienienia.
Okrawki ciasta po wycinaniu ponownie zagniatamy i formujemy cienki wałek, rozcinamy go na około 2cm kawałki i formujemy ogonki – jeden koniec formujemy w dziubek, aby zmieścił się do dziurek w spodach grzybków (pamiętając, że lekko nam urosną podczas pieczenia). Następnie każdy ogonek, grubszą stroną, maczamy w roztrzepanym białku, obtaczamy w maku i kolorowych posypkach i układamy na blaszce z papierem do pieczenia – wstawiamy do piekarnika i pieczemy do zrumienienia (20-23 minuty, bo są grubsze). Wszystkie elementy studzimy. Kapelusze smarujemy polewą o smaku mlecznej czekolady (przygotowujemy wg instrukcji na opakowaniu).
Posmarowałam nie wszystkie, bo czekoladowe miały wyglądać jak podgrzybki, a te bez polewy jak prawdziwki 😀

Margarynę (w temperaturze pokojowej) ucieramy mikserem aż zrobi się puszysta, stopniowo dodajemy po łyżce budyniu, cały czas ucierając na gładką masę.
WYKONANIE: Do środka każdego kapelusza nakładamy krem, przyklejamy spód, a w dziurkę w nim wciskamy ogonek.
Z podanych proporcji wychodzi średnio 20 grzybków (+/- w zależności od wielkości foremek i grubości ciasta po rozwałkowaniu).
Kiedy Mama piekła jakieś ciasteczka czy babeczki z kremem zawsze zagniatała potrójną, a nawet poczwórną porcję ciasta, a następnie angażowała nas do pomocy (czworo dzieci i nikogo nie trzeba było namawiać). Foremek do kruchych babeczek ma całe mnóstwo, bo w piecu mieściły się aż 3 czy 4 duże brytfanny (i ja właśnie na tych starych maminych foremkach upiekłam grzybki:)). Mieliśmy zabawę nie tylko podczas wycinania, ale i sklejania w całość jeśli były czymś nadziewane. Każdy miał swoje zadanie, ale czasem przekomarzaliśmy się co kto będzie robił 🙂
Zawsze wtedy myślałam, że Mama lubi robić ciasteczka i dlatego zawsze je pieczemy w takich ilościach. Ale z perspektywy czasu (i własnego już doświadczenia) zastanawiam się, czy to nie był po części sposób na zajęcie dla czwórki rozrabiaków, by w spokoju robić inne rzeczy 😉 w końcu po wyrobieniu ciasta, zanim uporaliśmy się wykrawaniem mijało sporo czasu do momentu pieczenia! A potem jeszcze je „sklejaliśmy” jeśli to były ciastka z dżemem lub napełnialiśmy kremem i owocami jeśli kruche babeczki, więc to był cały wieczór, kiedy nie plątaliśmy się pod nogami! 🙂
A pieczone były wtedy zawsze w kaflowym piecu. Z pewnością większość z Was zna
taki piec, który ma nie tylko część grzewczą do gotowania z fajerkami,
ale też piec chlebowy (myślę, że duża część z Was miała okazję tak jak
ja uczestniczyć w pieczeniu w nim czegoś).
taki piec, który ma nie tylko część grzewczą do gotowania z fajerkami,
ale też piec chlebowy (myślę, że duża część z Was miała okazję tak jak
ja uczestniczyć w pieczeniu w nim czegoś).
Z takiego pieca wychodziły kiedyś wszystkie wypieki mojej najukochańszej Mamy i wszystkie były idealne, bo pieczone… ot tak… prosto z serca!
Kiedyś to ja chciałam pomagać Mamie w kuchni, a teraz moja Córeczka uwielbia pomagać mi we wszystkim i naprawdę coraz większe widzę postępy i efekty – wyrośnie mi chyba mały Master Chef 😉 pewnie dlatego, że ja jej po prostu na to pomaganie pozwalam 😉 kiedy prosi by posadzić ją na kuchennym blacie i pomaga, czyli po swojemu miesza, gniecie, wykrawa i dodaje mi znienacka składniki, których wcale nie miało być lub miało być mniej (tworząc dookoła niesamowity bałagan), widzę radość w tych małych, prześlicznych niebieskich oczkach 🙂 nie potrafię odmówić – a za każdym razem postępy pracy są coraz większe i zdecydowanie NIE CHCĘ, BY MI POMAGAĆ PRZESTAŁA – to dla niej nie tylko zabawa, ale i nauka 🙂
Któregoś dnia, kiedy skończyły mi się już pomysły na to czym zająć tą moją
2-letnią Gwiazdeczkę, pomyślałam „Tak! Teraz to ja będę piekła ciasteczka z
moimi dziećmi!”(Zuzia pomaga od dawna, a druga Córeczka ma dopiero 2 miesiące i dopiero
kiedyś do nas dołączy;)). Niewiele myśląc wyjęłam torebkę mąki i zapytałam Zuzię „Kochanie, pieczemy grzybki?”. Zdziwione dziecko powędrowało do pokoju i z nadal zdziwioną, ale już pytającą miną pokazuje mi grzybka w książeczce. No tak… Tatuś tłumaczył, że grzybki rosną w lesie, a Mama mówi, że będzie je piec… Wytłumaczyłam, że to będą takie ciasteczka, które będą wyglądały jak te grzybki z książeczki, ale będzie je można jeść, na co Zuzia ochoczo otworzyła szufladę, wyjęła wałek i powiedziała „Mama, tuuu”, pokazując na kuchenny blat 🙂 zawsze jak coś mamy robić to mi odpowiednie do tego narzędzie wyciąga (wie już co gdzie jest, bo pomaga je myć, a potem chować;)).
2-letnią Gwiazdeczkę, pomyślałam „Tak! Teraz to ja będę piekła ciasteczka z
moimi dziećmi!”(Zuzia pomaga od dawna, a druga Córeczka ma dopiero 2 miesiące i dopiero
kiedyś do nas dołączy;)). Niewiele myśląc wyjęłam torebkę mąki i zapytałam Zuzię „Kochanie, pieczemy grzybki?”. Zdziwione dziecko powędrowało do pokoju i z nadal zdziwioną, ale już pytającą miną pokazuje mi grzybka w książeczce. No tak… Tatuś tłumaczył, że grzybki rosną w lesie, a Mama mówi, że będzie je piec… Wytłumaczyłam, że to będą takie ciasteczka, które będą wyglądały jak te grzybki z książeczki, ale będzie je można jeść, na co Zuzia ochoczo otworzyła szufladę, wyjęła wałek i powiedziała „Mama, tuuu”, pokazując na kuchenny blat 🙂 zawsze jak coś mamy robić to mi odpowiednie do tego narzędzie wyciąga (wie już co gdzie jest, bo pomaga je myć, a potem chować;)).
Ciasto zaplanowałam jak do szarlotki, ale bez cukru. Krem tradycyjny i prosty, żeby było szybko – budyń z margaryną. Polewa gotowa, więc całe przygotowanie nie było aż tak pracochłonne (choć przerywane, bo przecież drugi mały człowiek w domu też wymaga poświęcenia mu czasu i uwagi).
Zabawy przy pieczeniu było co niemiara, bałaganu – jeszcze więcej 😉 szczególnie dużo miałam w całej kuchni maku i kolorowych posypek naturalnych od Delecty, bo zadaniem Zuzi było m.in. zamoczyć korzonki w białku i obtoczyć 🙂 tych posypek użyłam celowo – po pierwsze, by nieco urozmaicić wygląd „brudnego korzonka”, a po drugie, by całość była słodsza (w końcu w cieście nie ma ani grama cukru i jedyna słodycz to krem i polewa). Przy okazji sporo posypek zostało wyjedzonych – w końcu Dziecko ;))) i rozniesionych na rączkach i ubraniu też po pokoju, korytarzu, łazience…
P.S. Mam nadzieję, że dokładnie posprzątałam i mi się mrówki nie zanęcą 😉
To właśnie mojej kochanej Córeczce Zuzi dedykuję ten wypiek, bo to dla niej piekłam i patrzyłam jak się oczy świecą ze zdziwienia jak skleiłam pierwszego grzybka! 🙂
Z wiekiem będzie mogła mi przy nich pomagać jeszcze więcej (a już teraz robi dużo) i będzie to robić jeszcze dokładniej. Postanowiłam, że wprowadzę w naszej rodzinie tradycję pieczenia grzybków (i innych ciasteczek) i mam nadzieję, że tak samo miło jak ja będzie wspominać wspólne pieczenie z Mamą. Bo teraz to ja piekę je z nią… OT TAK… PROSTO Z SERCA!
P.S. Postanowiłam nie umieszczać w internecie zdjęć moich dzieci, na których widać twarz i w tym przepisie robię to po raz pierwszy, bo widać tylko „jako tako”, ale nie dokładnie 🙂 a to właśnie Zuzia jest ważna w całej historii – to dla jej przyjemności z pomagania i jedzenia (wyjadła mi parę kapeluszy i spodów jeszcze przed napełnieniem;)) piekłyśmy grzybki… 🙂
Być może pobawimy się kiedyś w kolorowy lukier zamiast czekoladowej polewy i zrobimy… muchomorki, pieczarki i kanie 🙂

7 komentarzy
Pamietam z dalekiego, oj dalekiego dziecinstwa…
Zawsze ozdoba stolu!
🙂
Cudne zdjęcia, zwłaszcza te z maluszkiem. Grzybki znam choć dawno nie robiłam.
Cudowne te grzybki 😉 Może i ja z córcią niebawem je zrobię 😀
Pozdrawiam 🙂
Anetko piękne ciasteczka 🙂 A Zuzieńka jak zajada 🙂
Dziękuję wszystkim 🙂 Zuzia najchętniej je to co pomaga przygotować (czyli niemal wszystko, bo zawsze mi miesza, dosypuje, lepi.. ;))
Śliczne 🙂
Super przepis. Ja nie za bardzo pozwalam pomagać swojej Zuzi pomagać mi w kuchni, bo jestem takim typem, co lubi robić sam… Ale czasem działamy razem i pora by było to częściej… Dziękuję ?